niedziela, 22 lutego 2015

Życie ponad śmiercią, siła ponad słabością, podróż ponad celem - "Droga królów" Brandona Sandersona

Dzisiaj skończyłem "Kasację" Remigiusza Mroza, ale na razie nie będę o niej pisać, bo o Mrozie pisałem ostatnio. Dzisiaj piszę o "Drodze królów" Brandona Sandersona. Długo się zastanawiałem jakby tu się zabrać za tą recenzję, ale oto ona! Dlaczego tyle się nad tym głowiłem? Bo dosyć ciężko ogarnąć mi myśli o tej książce, zwłaszcza o przedstawionym w niej świecie, ale o tym napiszę później. Na książkę trafiłem podczas przypadkowej recenzji, która mówiła o niej w samych superlatywach, ale w dużym stopniu zdecydowałem się ją przeczytać ze względu na jej wielkość. Jest tak duża, że bardziej pasowałoby do niej określenie księga, a nie książka. To istny kolos i jednocześnie największa książka, jaką mam na półce. W dodatku okraszona niesamowitymi grafikami i opisami. No ale dość o wydaniu, przejdźmy do fabuły.

Książka jest pierwszym tomem cyklu "Archiwum Burzowego Światła". Książka kolos, a autor zapowiedział, że ma zamiar napisać dziesięć części! Czy faktycznie cykl zamknie się w takiej liczbie dopiero się okaże, ale na chwilę obecną w wersji zarówno angielskiej jak i polskiej zostały wydane dwie części. Pożyjemy, zobaczymy. "Droga królów" rozpoczyna się krótkim, tajemniczym interludium, które dzieje się cztery i pół tysiąca lat przed akcja właściwą i niewiele nam mówi, ale wywołuje niemałe zaciekawienie. Początek akcji widzimy oczyma zabójcy, który ma za zadanie zabić króla Alethkaru. Zabójstwo zostało zlecone przez lud Parshendi, w ten sam dzień, w którym podpisali z tymże królem traktat o współpracy. Od tego momentu mija pięć lat, a fabuła rozdziela się na kilka postaci. Pierwszą z nich jest Kaladin - młody chłopak mieszkający w Palenisku, gdzie szkoli się od ojca w sztuce chirurgii. Niestety Kaladin nie zostaje chirurgiem, a żołnierzem - ciemnookim włócznikiem. Na skutek nieszczęśliwych wydarzeń trafił na wojnę przeciwko Parshendim, która trwa już od pięciu lat. Lecz nie trafia tam jako żołnierz, a niewolnik i zostaje mostowym. Kolejną postacią jest Shallan - jasnooka dziewczyna ze średniozamożnego rodu, która wyruszyła w świat, aby zostać podopieczną najpotężniejszej kobiety na świecie oraz uczyć się od niej. Przynajmniej tak brzmi wersja oficjalna, bo Shallan ma zupełnie inny cel w odnalezieniu uczonej. Trzecią postacią jest Dalinar, który jest jednym z dziesięciu arcyksiążąt Alethkaru. Razem z resztą arcyksiążąt prowadzi wojnę przeciwko Parshendim, aby pomścić zabójstwo swojego króla. Natomiast prawdziwe kłopoty dopiero nadchodzą. Świetliści rycerze muszą się odrodzić, bo nadchodzi Wieczna Burza, która zniszczy świat.

Powyższy opis mówi bardzo mało. Jest to jedynie wprowadzenie do świata stworzonego przez Sandersona. Czytałem wiele książek fantasy, ale jeszcze nigdy czegoś takiego jak "Droga królów". Co czyni tą książkę tak niezwykłą? Świat. Sanderson stworzył świat od zera. Jedyne, co się zachowało w większym stopniu, to prawa fizyki. W całości odrzucono tu konwencje klasycznego fantasy, jakie wykreował Tolkien, które tak często spotyka się w innych książkach. Tak więc mamy świat, którego osobliwe krainy przyjdzie nam zwiedzać, świat nawiedzany przez arcyburze, który wyewoluował pod ich naciskiem, a który zamieszkują dziwne twory zwane sprenami. Autor opisuje krainy, ludy je zamieszkujące, zwierzęta, rośliny, magię, wszystko! Robi to z taką dokładnością, że aż zapiera dech w piersiach. Tak więc w książce uświadczycie ogromnej ilości opisów, które w żaden sposób nie zniechęcają, a sprawiają, że ma się ochotę chłonąć jak najwięcej. Mimo, że minęło już kilka miesięcy od kiedy przeczytałem "Drogę królów", to w tej chwili muszę bardzo się starać, żeby ogarniać myśli i składnie przelewać je do komputera. Niezwykle ciekawie prezentuje się podział społeczny dużej części świata na lepszych jasnookich i gorszych ciemnookich. Świat poznajemy z perspektywy obu klas. Sami bohaterowie także są niezwykli. Każdy z nich jest inny, targają nimi różne emocje, podejmują trudne decyzje, my natomiast zagłębiamy się w ich psychikę, zżywamy się z nimi i żyjemy razem z nimi. Między częściami, na które podzielone jest książka, mamy interludia. Czym one są? To krótkie rozdziały, w których przedstawione są inne części świata, inne postacie, w tym zabójca króla Alethkaru. W bardzo dużym stopniu pogłębiają one naszą wiedzę o świecie Sandersona. Jednakże zarówno akcja, świat jak i historia serwowana jest nam powoli, dzięki czemu ogrom tego wszystkiego nie przytłacza. Kreacji autora nie można zarzucić niczego złego ani w stosunku do świata, ani postaci.

 Jest to moja najdłuższa jak do tej pory, a zarazem najkrótsza recenzja, ponieważ książka ma w sobie tyle, że ciężko opisać ją w tak krótki sposób. Wyłuskanie tego, co tu napisałem, było nie lada wyzwaniem i nie wiem do końca czy udało mi się to wszystko ująć w odpowiedni sposób, ale myślenie o tej książce wywołuje w mojej głowie arcyburzę. Tyle myśli, tyle emocji... Wiecie jaka była moja pierwsza reakcja po zakończeniu książki? Tłukące się w mojej głowie myśli, takie jak "Nie! To nie może być koniec! Nie! Ja chcę więcej!", natomiast, gdy się uspokoiłem, doszedłem do wniosku, że jest to świetny początek (po 960 stronach...) czegoś wielkiego. Jak dla mnie książka doskonała i z miejsca polecam ją każdemu fanowi fantasy. Ode mnie dostaje najwyższą ocenę, co sprawia mi mały problem... bo kolejna część jest jeszcze lepsza! Ja tymczasem zabieram się za "Turkusowe szale" Remigiusza Mroza. Tak, mam fazę na Mroza i bardzo mi z tym dobrze. Polecam!

Wydawnictwo: Wydawnictwo MAG
Data wydania: 30 kwietnia 2014
Liczba stron: 960
Ocena: 10/10

2 komentarze:

  1. Nie wierzę 4 raz pisze ten komwntarz... Ale do rzeczy. Wojtek ukazał tu 1/100 piękna tej książki jak i świata. Jednak jeśli uda się komuś pokazać to w większej części nie spojlerując połowy książki, to osobiście złożę tej osobie pokłon. Kończę czytać i polecam.

    OdpowiedzUsuń