niedziela, 1 marca 2015

"Turkusowe szale", czyli lotnicy jakich nie znacie

Miałem nie pisać o Mrozie przez jakiś czas i nawet mi to wstrzymywanie wychodziło. Tydzień temu nie pojawiła się recenzja niedawno wydanej "Kasacji", ale dzisiaj już nie mogę się powstrzymać. Po poprzednich postach nietrudno wywnioskować, że chodzi o "Turkusowe szale" Remigiusza Mroza. Jestem świeżo po przeczytaniu książki i czuję potrzebę napisania czegoś o niej. W dodatku z bardzo prostej przyczyny. Z całego dorobku autora jest to książka, która najbardziej mi się spodobała (mam na myśli te już przeczytane). Jest to powieść historyczna opowiadająca o losach Dywizjonu 307 Lwowskich Puchaczy, czyli jednostce lotniczej stworzonej podczas II wojny światowej przez RAF (lotnictwo Wielkiej Brytanii). Zapewne wielu z was słyszało o "Dywizjonie 303" Fiedlera. Ba! Z tego co mi wiadomo, niektóre szkoły mają tą książkę w kanonie lektur, więc polscy piloci z czasów II wojny światowej są dość dobrze znani. Ale co z innymi Dywizjonami? No właśnie...

Akcja rozpoczyna się w 1940 roku, w bazie lotniczej w Anglii, gdzie szkolą się polscy piloci. Sytuacja nie wygląda ciekawie, gdyż wojna trwa w najlepsze, a wielu lotników wciąż nie ma swojego przydziału, w dodatku z frontu dochodzą wiadomości o sukcesach Dywizjonu 303, który już walczy z Niemcami bombardującymi Anglię. Mija jeszcze sporo czasu zanim zostaje uformowany 307 Dywizjon Nocny Myśliwski "Lwowskich Puchaczy". Polscy lotnicy rwą się do walki, niestety Brytyjczycy ani trochę nie pomagają i ciągle rzucają Puchaczom kłody pod nogi. Otrzymują beznadziejne myśliwce, nazywane latającymi trumnami, ciągle są przerzucani po kraju i trzymani z dala od walki, a samoloty ulegają częstym awariom. Frustracja osiąga punkt kulminacyjny i główny bohater - Feliks "Lucky" Essker oraz jego dwóch kolegów kradną samolot i lecą do walki. Na domiar złego okazuje się, że w szeregach Puchaczy znajduje się szpieg.

Ponownie Mróz napisał kawał dobrej książki. Jak już kiedyś pisałem, nie należałem do fanów okresu, jakim był czas wielkich wojen i ponownie muszę stwierdzić, że za sprawą książek Mroza się to diametralnie zmieniło. Po przeczytaniu tej książki ma się wielką chęć na szukanie informacji o polskich Dywizjonach, bo na historii w szkole takiej wiedzy nie zdobędziecie. Sposób, w jaki Mróz wykreował w tej książce dwie różne narodowości, jest po prostu genialny. Czytając wiele razy śmiałem się z zachowań Polaków, jakże charakterystycznego dla naszego narodu, a z Anglików... no cóż... co tu dużo pisać, ot herbaciarze. Zawsze powtarzałem, że lotnictwo w wojsku jest specyficzne, zdecydowanie odróżniające się od innych formacji jak marynarka czy piechota, a ta książka tylko mnie utwierdza w tym przekonaniu. W trakcie czytania towarzyszyła mi cała gama emocji, od rozbawienia, przez frustrację, do strachu. Bawiłem się miodnie i niczego nie żałuję. To, czym nieustannie zaskakuje mnie Remigiusz Mróz, jest ilość zebranych i użytych w książce źródeł historycznych wszelkiej maści. Bohaterowie są fikcyjni, ale ich zestrzelenia, miejsca bombardowań oraz bazy, w których stacjonowali, już nie. Chylę czoła przed Mrozem, za to ile czasu musiał się przekopywać przez wspomniane wcześniej źródła (odnosi się to każdej jego książki). Jednego nie mogę Remigiuszowi wybaczyć. Jak mogłeś zakończyć w ten sposób wątek Feliksa i Aileen? Normalnie nie wierzę i nie wybaczę! Mimo to polecam każdemu tą książkę, bo warto. Wciąga i świetnie gra na emocjach.

O Remigiuszu Mrozie rozwodzić się będę za jakiś czas w osobnym poście, gdy już przeczytam wszystkie jego książki, a 4 z 6 już za mną.

Wydawnictwo: Bellona
Data wydania: 14 sierpnia 2014
Liczba stron: 524
Ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz